niedziela, 25 maja 2014

Polacy, inspirujcie narody!

W ostatnim poście wspomniałem, że tym razem będzie o pewnym specyficznym pomyśle japończyków. Cóż...
Zapewne niejeden Polak wie, że Japończycy kochają Fryderyka Chopina. Inspirują się jego muzyką, organizują konkursy itd. Nie każdy wie jednak, iż wymyślili oni o nim grę jRPG. Brzmi dziwnie? Czytajcie dalej.
Mowa o grze Eternal Sonata. W grze wcielamy się w Chopina, który ląduje w dziwnym świecie, w którym występuje wiele odniesień do świata muzyki. Jak się potem okazuje, tak naprawdę znajdujemy się w umyśle kompozytora podczas jego majaczeń na łożu śmierci... Nie będę pisał więcej o fabule, gdyż nie grałem w samą grę, a także mógłbym ją zepsuć osobom, które chciałyby się z nią zapoznać. Przyznam szczerze, że z początku miałem mieszane odczucia na temat pomysłu na fabułę, ale gra prezentuje się świetnie.
Grafika jest bardzo ciekawa, z tego co widzę rozgrywka także. Ponadto kompozytorem jest tutaj znany m.in. z serii  Valkyrie Profile Motoi Sakuraba, który miał za zadanie tak przetworzyć kompozycję Chopina, aby nadawały się do gry jRPG. I muszę przyznać, że naprawdę mu się udało. To, co dodatkowo zachęca mnie do zagrania w ten tytuł to małe, polskie smaczki, jak np atak Fryderyka Chopina, Orzeł Biały, zresztą, zobaczcie sami :)















Persona again!

Zapoznawszy się z 3 częścią Persony myślałem, że trudno będzie ją przebić, a kolejna część będzie odgrzewanym kotletem. Myliłem się.
Nie będę się zbytnio rozwodził nad mechaniką gry, która jest prawie identyczna, tyle że tutaj mamy do czynienia z dodatkowym światem wewnątrz telewizora (to i tak nie jest najbardziej dziwna rzecz wymyślona przez Japończyków, o czym przekonacie się w następnym poście). To co zostało ulepszone to grafika i interfejs (co nie było konieczne, jednak zmiana na lepsze jest zawsze mile widziana :)). Kolejną zmianą jest sam charakter gry i fabuły, są one bardziej lekkie w porównaniu z poprzednikiem, co nie oznacza, że zostały pozbawione mroku, gdyż wcielamy się w uczniów (jak zwykle w serii Shin Megami Tensei) którzy próbują rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw w ich miasteczku. Cały koncept jest ciekawy na tyle, że nie potrafiłem się od tego tytułu oderwać przez dobre 3 miesiące, a rozgrywka została tak usprawniona, że gra się jeszcze przyjemniej niż w poprzedniczkę. Moim zdaniem muzyka w tej części jest także lepsza, zresztą, tak jak i postaci, ale może być to kwestią innego klimatu niż tego, że któraś jest lepsza czy gorsza. Myślę, że nie ma sensu mówić więcej na jej temat, w związku z czym wrzucam standardowo concepty, screeny i filmiki z gry :)
P.S. Została ona wydana na konsolę PS2, a ostatnio jej wzbogacony o nową postać remake trafił na konsolę PSVita.



















Persona!

W przypadku gier jRPG łatwo przegapić prawdziwe perełki skupiając się na najbardziej popularnych seriach jak np. Final Fantasy. Japonia ma jednak do zaoferowania dużo, dużo więcej. Najlepszym tego przykładem jest seria Shin Megami Tensei. Ma ona tyle różnych tytułów, że skupię się na tych, z którymi sam miałem styczność, mianowicie na serii Persona. Zacznę od części 3.
Została ona wydana na konsolę PS2.  Nie będę się skupiał na fabule, gdyż jest ona bardzo zawiła, co wynika poniekąd z rozgrywki, która jest mocnym elementem tego tytułu. Gra dzieli się na 2 etapy – pierwszym z nich jest standardowo walka, która odbywa się w nocy o tzw. dark hour, czyli dodatkowej godzinie występującej po północy, podczas której miasto zamiera, a na powierzchnię wychodzą stwory zwane shadows, z którymi to oczywiście musimy się zmierzyć. Pomagają nam w tym Persony, czyli istoty stanowiące naszą esencję. Sterujemy jedyną postacią, która może mieć ich wiele, i jak to bywa w wielu grach RPG, jest ona niemową. Ciekawy jest już sam sposób ich przywoływania, gdyż aby to zrobić musimy strzelić sobie z pistoletu w głowę. Na szczęście pomimo tego kontrowersyjnego rozwiązania gra została wydana poza Japonią.
Wspomniałem o 2 etapach. Drugim jest standardowo eksploracja świata, jednak tutaj została bardzo rozwinięta do tego stopnia, że ma konkretny wpływ na nasze umiejętności w walce i siłę naszych person.
Opiera się ona na tzw. social linkach. W grze poznajemy kilka osób, które odpowiadają konkretnym arkanom tarota, tak jak persony. Aby były one silniejsze, musimy zwiększyć więzi z tymi osobami poprzez spędzanie z nimi czasu, rozmowę (która wymaga konkretnych odpowiedzi, jeśli chcemy wymaksować więzi). To bardzo urozmaica, a także utrudnia grę, gdyż mamy na to określony czas – dzień dzieli się na ranek, południe, wieczór i noc, a każda akcja zabiera jeden z tych etapów. Mało tego, jesteśmy uczniem, w związku z tym musimy uczęszczać do szkoły, uczyć się itd. Ponadto nasza postać może być zmęczona bądź nawet chora, co wpływa na jej umiejętności podczas walki. Wiem, wydaje się to skomplikowane, ale w grze wypada wyśmienicie.
Co mnie osobiście urzekło w tej grze to jej strona graficzna – piękne wstawki anime, projekty postaci, pokazujące także, co nieczęsto się zdarza, ich aspekt psychologiczny, no i same persony. Mamy ich do dyspozycji kilkadziesiąt, a możemy je uzyskać losowo po walce, jednak trzeba pamiętać, że możemy mieć ich przy sobie określoną ilość. To sprawia, że cała gra jest jeszcze bardziej złożona. Najciekawsze jest to, że każda persona jest ciekawie zilustrowana – są to często postacie z różnych mitologii czy demonologii, pokazane w zupełnie innym świetle. Widać, że są zrobione przez różnych artystów, jednak pieczę nad nimi trzymał Shigenori Soejima, dzięki czemu są one dość jednorodne stylistycznie. Dodatkowym plusem w tej grze jest chyba najlepiej dopracowany i czysty interfejs, jaki widziałem. Prawdziwą wisienką na torcie jest muzyka autorstwa Shoji Meguro, która idealnie współgra z klimatem gry. Poniżej zamieszczam concepty postaci, person oraz filmiki z gry.
P.S. Nie polecam grę w wersję wydaną na PSP. Jest okrojona m.in z wstawek anime, przez co dużo traci.





















Oh, Mother!

W tym poście skupię się na trylogii jRPG Mother. Jest to seria gier, która ukazała się tylko w Japonii (poza drugą częścią, ochrzczoną w USA tytułem Earthbound) i pomimo planów nie została wydana poza nią. Zdobyła ona rzesze fanów głównie dzięki nim samym, gdyż fanowskie tłumaczenia tych gier krążą po sieci.
Pierwsza część została wydana na Nintendo Family Computer, druga na konsolę SNES, a trzecia na konsolę przenośną Gameboy Advance. Całą serię łączy specyficzny, psychodeliczny klimat w cukierkowym, graficznym opakowaniu, przez co łatwo można ją pomylić z grą dla dzieci. Nic bardziej mylnego, to właśnie przez szereg kontrowersji związanych z fabułą itd. seria prawie nie opuściła kraju kwitnącej wiśni.

Screen z gry Mother

Screen z gry Mother

Screen z gry Mother
Serią zainteresowałem się, gdy zobaczyłem concept arty do drugiej części, które były wykonane z... gliny. Szczerze mówiąc, nigdy nie spotkałem się z podobnym rozwiązaniem w wypadku gry 2D, a te ilustracje pomimo swojej prostoty robią wrażenie:










Dla porównania poniżej zamieszczam screeny bezpośrednio z gry:




Seria posiada dość małe grono fanów, którzy są jej jednak bardzo wierni. Największym uznaniem cieszy się ostatnia, 3 część. Nic dziwnego – ładna, kolorowa grafika, ciekawa (choć mocno psychodeliczna) fabuła, oraz interesujący system walki (każdy przeciwnik ma swój osobny motyw muzyczny, a w walce wykonujemy combosy, czyli następujące po sobie ataki, jeśli uda nam się trafiać w przycisk zgodnie z rytmem konkretnego utworu) składają się na naprawdę wyjątkową grę. W związku z tym grono wiernych fanów postanowiło przetłumaczyć ten tytuł na język angielski, co wyszło im świetnie. 







To jednak nie wszystko – gra nie posiada żadnego oficjalnego guidebook'a (czyli książki opisującej mechanikę gry, fabułę, strategię itd.) ani concept artów. To skłoniło osoby odpowiedzialne za jej tłumaczenie do zrobienia własnego guidebook'a, mało tego – uznali oni, iż concept arty do 2 części były tak interesujące, że artystka Camille Young zrobiła własne wersje postaci z gry Mother 3 w glinie. Cały guidebook jest ciekawie wydany i stanowi dobrze wykonany, całościowy projekt, a ilustracje idealnie oddają klimat gry. Jeśli ktoś byłby zainteresowany, wersja elektroniczna jest dostępna na ich stronie.

Poniżej zamieszczam parę ilustracji i stron z przewodnika:










To chyba najlepszy przykład fanartu, jaki widziałem, który nie jest kiczowaty ani przekombinowany, tylko potraktowany z dużym szacunkiem dla oryginału. Na koniec zamieszczam krótki filmik z gry oraz pokazujący wersję papierową tego projektu: